ogrodnictwo

zahradniolla.cz

Bardzo ciekawe rozwiązanie. Chyba spróbuję.

3
0
www.praca.pl

cross-postowane z: https://szmer.info/post/319636 > Rośliny w biurze mogą zdziałać cuda. Nie tylko poprawiają samopoczucie, ale i pozytywnie wpływają na jakość wykonywanej pracy.

1
0

Co prawda skończyły mi się i donice i ziemia, ale wciąż mam miejsce na balustradzie na 2 skrzynki tak 70 x 40 x 30 cm. Nie wiem tylko, co o tej porze roku mógłbym posiać / posadzić, żeby albo jeszcze obrodziło przed zimą (jakąś późną dynię?), albo przezimowało. Chętnie coś zwisającego albo przeciwnie -- piennego.

1
0
ogrodek
ogrodnictwo makemoshnotwar 2y ago 100%
wwa
1
0
ogrodek
ogrodnictwo xele 2y ago 100%
to jest ok
1
0
naukaoklimacie.pl

cross-postowane z: https://szmer.info/post/43416 >– W silnie uszczelnionych centrach miast ponad połowa opadów spływa wprost do kanalizacji, a tylko niespełna 10% wsiąka w ziemię – mówi prof. Anna Januchta-Szostak, ekspertka ds. zintegrowanej gospodarki wodnej w mieście i adaptacji miast do zmiany klimatu. Zapytaliśmy, po co nam woda w mieście i jak najskuteczniej ją gromadzić.

1
0

Hej, czy ktosia chciał(a)by przygarnąć taką dziwną (queerową) pięknotę? Śmietnikowa, odratowana, rozwinęła się tak pięknie że już się nie mieścimy się w moim mini pokoju. Fryzura w najwyższym kosmyku sięga 68 cm. Szerokość fryzury to 66 cm w najszerszym miejscu, ale da się zebrać (sznurkiem?) do szerokości doniczki - 18 cm - i pewnie nic się jej nie stanie. Nazywa się Sansewiera cylindryczna, nie wymaga częstego podlewania ani ogromnych ilości słońca. PS Chętnie przyjmę szczepkę czegoś, co wolno rośnie.

1
0
https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,174612,28121401,czuly-ogrodnik-aloes-dobry-na-wszystko-a-tak-malo-klopotliwy.html

cross-postowane z: https://szmer.info/post/15414 Pamiętam go sprzed lat, kiedy soczysty liść naprędce łagodził wszelkie podwórkowe katastrofy: zdarte kolana, stłuczenia, bąble od pokrzyw, ukąszenie osy. Aloes leczył mi rany jak kiedyś żołnierzom Aleksandra Wielkiego Profesor Zygmunt Bauman mawiał, że ma wspaniałego ogrodnika, który nazywa się Karol Darwin i przychodzi nocą. Ja w swoim ogrodzie trochę Darwinowi mieszam za dnia: przycinam, podlewam, pielę… (kłamię, do chwastów to Basia ma anielską cierpliwość). Ratuję czasem to, co natura chciałaby zabrać. A najbardziej lubię patrzeć, cieszyć się ogrodem. Bo przecież „stamtąd przyszliśmy". Trochę tej radości, ja, dziennikarz i ogrodnik amator, chciałbym co tydzień przekazać innym. Wybraliśmy się w ostatni weekend do znanego wielkiego sklepu meblowego po jakieś domowe szpargały. Nie jest to miejsce pierwszego wyboru - raczej ostatniego - dokąd kierowałbym kroki w poszukiwaniu nowych pokojowych roślin. Wśród różnych plastikowych imitacji są tam jednak także żywe kwiatki doniczkowe. Nie po to tam poszliśmy, ale - co było robić - same weszły nam w drogę. CZYTAJ TAKŻE: Czuły ogrodnik. Intymne życie Nigelli, czarnuszki o rozpuszczonych włosach Stały tam wśród obojętnie mijających je ludzi, ustawione równo w rzędach, piętrowo jak rzymscy legioniści. Setki jednakowych, równego wzrostu, w jednakowych doniczkach, jakby sklonowane. Nawet przebieranie w nich, szukanie “lepszego” nie miało zbytniego sensu, totalna normalizacja. Jednakowo sucho miały w doniczkach, ale tej roślinie to akurat - przynajmniej przez jakiś czas - nie szkodzi. O czym mówię? O aloesie, Aloe vera, takiej wersji doniczkowej, parapetowej. Zalety tej rośliny są wszystkim znane, przekonują o nich choćby producenci wszelkich kosmetyków czy suplementów. Ja pamiętam sprzed lat - bo dawno temu była to roślina przecież bardzo popularna, z tych szkolnych, bardzo wytrzymałych - jak oderwany soczysty liść łagodził wszelkie fizyczne boleści wieku dziecięcego, zdarte kolana, stłuczenia, bąble od pokrzyw. Skąd ta wiedza o właściwościach aloesu już wtedy? Gdzieś zasłyszana? Bo przecież nie mogłem wiedzieć jako brzdąc, że już 6 tys. lat temu w starożytnym Egipcie aloes był z tego znany. Że Hipokrates uważał roślinę za jedną z ważniejszych w leczeniu i odkrył, że sprzyja gojeniu ran. Że Aleksander Macedoński widocznie korzystał z tej wiedzy, bo zabierał roślinę na wyprawy wojenne, aby sokiem leczyć rany wojowników. Że podobno Krzysztof Kolumb w tym samym celu zabrał zbawienne liście na swoje statki i wraz z nim roślina zawędrowała do Ameryki, gdzie szybko zyskała uznanie wśród tubylców. Że Juliusz Słowacki pisał: “Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą/ I biedne serce moje spalą w aloesie” (to już była lektura chyba licealna). Że w Starym Testamencie czytamy wers: “(…) jak aloes, który Pan sadził”. A w Ewangelii św. Jana: “Przybył również i Nikodem, ten, który po raz pierwszy przyszedł do Jezusa w nocy, i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu”. Tego wszystkiego wiedzieć nie mogłem, ale jednak skądś wiedziałem, że niepozorna, kolczasta roślina przyniesie ulgę w dziecięcych katastrofach. Pewnie to jakiś podwórkowy atawizm, połączony z łatwym dostępem do aloesu na parapetach czy klatkach schodowych. Takie wspomnienia przywołał i ten mały egzemplarz wyjęty z karnego szeregu jemu podobnych w wielkim sklepie. Teraz będzie rósł samotnie gdzieś w domu, pewnie też trochę niezauważony, bo nie wymaga przecież wielkich starań. Podlewać trzeba go dość rzadko i oszczędnie. Nic się nie stanie, jak ziemia w doniczce na chwilę przeschnie. Lepiej tak niż nadmiar wody, bo wtedy może gnić. Aloes ma zapasy wody w mięsistych liściach, pochodzi przecież z pustyni. Z tego względu lubi też dużo światła, słońce i latem warto wystawić doniczkę na zewnątrz (choć ekstremalnie, na patelni lepiej go nie trzymać). I tyle zajmowania się aloesem. A co z jego zdrowotnymi właściwościami? Ja z pewnością przypomnę sobie przy okazji - jak tylko roślina podrośnie i jak będzie taka potrzeba - kojący dotyk aloesowego miąższu. A co do reszty, posłużę się znaną wszystkim formułką: przed użyciem zapoznaj się…, skonsultuj się… etc. Na koniec muszę się jeszcze do czegoś przyznać. Tego samego dnia, kiedy kupiliśmy aloes, na klatce schodowej pewnej starej kamienicy odkryliśmy pokaźny krzaczek geranium, czyli… anginki. Uszczknęliśmy z niego, oczywiście ukradkiem (piękne, stosowne do sytuacji słowo), malutką gałązkę. A w ślad za rabusiami unosiła się nad schodami niesamowita, cytrynowa woń. To kolejna roślina lecznicza “z myszką”. Ale o niej może innym razem, jeśli tylko sadzonka wypuści korzenie. Czytelniczki i czytelnicy! Czekamy również na wasze opowieści. O ulubionych roślinach, o ogrodowych przygodach. Pamiętajcie, że ogród to nie tylko działka z płotem i altanką. To też wasz zielony mikrokosmos na balkonie lub w doniczce. Piszcie: dariusz.baranski@agora.pl

1
0
www.radiokrakow.pl

Zakończyły się konsultacje ws. zagospodarowania nowego parku kieszonkowego przy ul. Dekerta 15. Zarząd Zieleni Miejskiej przedstawił na wizualizacjach, jak może zmienić się to dotąd zaniedbane miejsce.

1
0
miastojestnasze.org

> - rozkładające się liście to naturalny nawóz dla drzew i jeden z procesów tworzenia się gleby – w jego wyniku drzewa same sobie użyźniają glebę. Jakoś muszą sobie radzić, w końcu nie przeniosą się w inne, lepsze miejsce… systematyczne grabienie liści niestety doprowadza do wyjaławiania (zubożenia) podłoża, > - zostawiajac liście zachowujemy naturalny cykl obiegu materii organicznej i innych substancji które krążą – to co ‚wychodzi’ z ziemi i wspomaga drzewo, wraca z powrotem, > - kilkucentymetrowa warstwa liści to ograniczenie parowania, utrzymanie większej wilgotności w glebie, > - liście to też dodatkowa kołderka na zimę, warstwa ochronna przed przemarzaniem, > - opadłe liście zapewniają pożywienie, schronienie oraz materiały do gniazdowania i/lub ściółkowania zwierząt i owadów,

1
0
https://pl.wikipedia.org/wiki/Uprawa_grzyb%C3%B3w

Mój najnowszy pomysł na zimę i przyszłe lato: zbudować i przetestować "szafkę" do domowej uprawy grzybów jadalnych i leczniczych. Idea jest następująca Kupuję grzybnię np. boczniaka czy innego shitake, ładuję ją do szafki (zrobionej np. z lodówki turystycznej), która ma podłączone: - grzanie/chłodzenie (w różnych fazach grzybki potrzebują różnej temperatury) - wentylacja z nawilżaniem i filtracją (grzybki potrzebują różnego poziomu CO2 i nie chcemy dmuchać zarodnikami na pokój). - oświetlenie ledowe (na pewnych etapach potrzeba światła o określonych barwach) - kamerkę internetową (bo to nudno przez trzy tygodnie gapić się na zamknięte pudło i nie móc się pochwalić, jak ładnie rośnie). Włączam odpowiedni program (trochę jak w pralce automatycznej) i spokojnie czekam na zbiory... Mam to ogarnięte koncepcyjnie na 80%. Może nawet wydłubię jakąś kasę. Ale samemu trudno zacząć i idzie powoli (nie jestem jakimś tam bogaczem), wiec może parę ktosi chciałoby się ze mną stowarzyszyć? Możemy działać lokalnie (mam miejscówkę w coworku w Poznaniu, gdzie pracuję) albo zdalnie, koordynując się po sieci. Przez zimę zrobić działający prototyp, a na wiosnę pomyśleć, co dalej. (Pssst... mam potencjalną miejscówkę 200 m na wsi) Co Wy na to?

1
0